"Reduta Ordona" Adam Mickiewicz - streszczenie
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo
I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
Takimi słowami rozpoczyna się opowiadanie. Adiutant ma tylko obserwować pole walki. Siły rosyjskie są o wiele liczniejsze. Powstańcy mają tylko sześć armat, ale strzelają celnie. Narrator snuje rozważania na temat cara, który jest bezpieczny w swoim pałacu, a jednocześnie wysyła na śmierć tak wielu żołnierzy. Podkreśla, że tylko Polska postanowiła walczyć, podczas gdy reszta Europy bała się przeciwstawić carowi.
Zdaniem narratora, władza w Polsce została przejęta przez cara całkowicie bezprawnie. Tymczasem na polu bitwy rozlega się głośne "Ura! Ura!". To znak, że Rosjanie są coraz bliżej zwycięstwa. Od strony reduty pada ostatni strzał. Adiutanta ogarnia żal i rozpacz. Słychać głos generała, który prosi, żeby odszukać Ordona. Nagle oczom wszystkich ukazuje się przejmujący widok. Dowódca szańca, z palną świecą w dłoni, biegnie w kierunku reduty. Zamierza ją wysadzić w powietrz, wiedząc, że w piwnicach jest składowana amunicja i broń. Po chwili całe pole bitwy rozświetla błysk, rozlega się ogromny huk, a potem zapada cisza. Wkrótce oczom narratora ukazuje się ogromne gruzowisko, które pogrzebało i obrońców i najeźdźców i samego dowódcę, Ordona.
Utwór pokazuje upadek reduty, której nic już nie mogło ocalić. Mimo tego smutnego wydźwięku, można w nim dostrzec również optymistyczne akcenty. Polacy stawili czoła Rosjanom, choć byli mniej liczni. Nie poddali się woli cara, stanęli do walki. Narrator podsumowuje, że kiedyś Bóg wymierzy sprawiedliwość i wysadzi ziemię, jak Ordon swoją redutę.
Komentarze
Prześlij komentarz